Chyba wszyscy lubimy szybko, wygodnie i bezpiecznie poruszać się autostradami. Poprzedni Rząd i GDDKiA odtrąbili sukces autostradowy mówiąc w stylu: „wybudowali…śmy autostrady”. Ja pytam – kim jest „śmy”? Jak to wybudowali…śmy autostrady. Doskonale pamiętam, gdy jadąc z kilkoma podwykonawcami autostrad, słuchaliśmy wywiadu w radiu przewodniczącego Podkomisji Transportu Sejmu RP – niejakiego pana Żmijana, który informował jak to dużo autostrad wybudowali…śmy. Rząd i GDDKiA je wybudował? Za czyje pieniądze Rząd i GDDKiA je wybudowali? W części ze środków Skarbu Państwa, w części ze środków wspólnotowych, a w części…z prywatnych środków małych i średnich przedsiębiorców budowlanych i usługowych. Tak tak, może to być szokujące, ale jeździmy po w części (nieformalnie) prywatnych autostradach! Gdybyśmy funkcjonowali w normalnym kraju, to płatne autostrady należałyby w części do tych podmiotów, które je wybudowały własnym sprzętem, własnymi zasobami osobowymi, z własnych prywatnych środków finansowych i nigdy nie otrzymały za wykonane prace zapłaty.
Rząd i GDDKiA mówiły ciągle jak to uchwaliły „specustawę autostradową”, na podstawie której wypłacają zaległe zobowiązania…bla bla bla…
Tak? Wypłacają? Możliwe…ale jakoś tak nieskutecznie, że już czwarty rok po wykonaniu prac autostradowych nadal setki przedsiębiorców nie otrzymało wynagrodzenia, pomimo że posiadają potwierdzenia odbioru wykonania prac.
Cztery lata to nadal za mało żeby wreszcie zapłacić ludziom za wykonane przez nich roboty, za paliwo które zakupili, za wynagrodzenia, które zapłacili, za trud, który ponieśli, sprzęt, który dostarczyli…???
Wszyscy się cieszą – kierowcy jeżdżą autostradami, Rząd i GDDKiA – „śmy” wybudowali „śmy” mamy sukces….a budowlańcy niech dochodzą 4 lata pieniędzy. Aaaa…już zbankrutowali – pewnie się nie nadawali do tego biznesu…
Nieee nie zbankrutowali? Więc pewnie ich stać żeby nie dostawać wynagrodzenia…. Taki w ciągu ostatnich 4 lat dał się odczuć paranoidalny tok rozumowania w rozmowach w MT i GDDKiA. Taki najwyraźniej jest tok rozumowania…urzędników i polityków, czyli obiektywnie rzecz ujmując – ludzi, którzy nigdy w życiu niczego nie zbudowali, do budżetu się nie dokładają, za to zawsze na każdą okoliczność mają odpowiedź i najczęściej są to odpowiedzi bezczelne…w stylu jak powyżej.
Pokłosiem powyższego toku rozumowania jest treść „specustawy autostradowej”. Została ona w taki sposób skonstruowana, że we wszystkich przypadkach, gdy pierwszy podwykonawca z góry zakładał przekręt to jego podwykonawcy, nie mogą liczyć na wypłatę świadczeń za wykonane prace.
Jak to działa?
Otóż specustawa autostradowa zakłada, iż poszczególni podwykonawcy stanowiący dalsze miejsca łańcucha budowlanego niestety, nie mogą samodzielnie zgłosić wierzytelności do Skarbu Państwa za pośrednictwem GDDKiA, lecz mogą to uczynić wyłącznie za pośrednictwem głównego wykonawcy i de facto pierwszego podwykonawcy. Rzecz w tym, że w znacznej części podmioty te (pierwsi podwykonawcy) uprawiali proceder przestępczy, wygrywając kontrakty na roboty np.: za 70% wartości minimalnej wykonania prac.
Logiczne, więc było, że nigdy nie mają szans ukończyć prac, ponieważ nigdy nie otrzymają takich środków, które są konieczne dla pokrycia kosztów robót. Przypuszczam, że taką wiedzą dysponowało GDDKiA ale…nie wiadomo na co liczyło…na cud?
Może GDDKiA liczyło na to, że pieniądze na pokrycie prac dalszych podwykonawców spadną jak manna z nieba?
Wiadomo ile kosztuje koszt kilometra wykonania autostrady i wiadomo, że jeśli ktoś oferuje wartość o np.: 30% niższą to nie jest oferentem poważnym, ani odpowiedzialnym, a już na pewno nie jest profesjonalistą.
Ale GDDKiA pozwalało wygrywać kontrakty na nierealistycznych warunkach w skutek czego Ci zwycięzcy przetargów, którzy – jak można wnioskować z logiki zdarzeń – zakładali z góry przekręt, najpierw, tak długo jak się dało, wykorzystywali przy budowie autostrad zasoby kapitałowe dalszych podwykonawców, a następnie, gdy suma roszczeń kolejnych podwykonawców była duża…wówczas ogłaszali upadłość…,a w dalszej kolejności likwidację.
Oczywiście, ponieważ miewaliśmy do czynienia z jawnymi przekrętami, toteż pierwsi podwykonawcy nie dysponowali żadnym majątkiem poza „kapeluszem”, więc syndykowie masy upadłości de facto nie wszczynali jakichkolwiek czynności, wobec braku środków finansowych na pokrycie własnych prac.
W efekcie nie miał kto fizycznie zgłosić wierzytelności dalszych podwykonawców (C) pierwszego podwykonawcy (B) do wykonawcy głównego (A).
Zresztą, nawet jeśli jakiś syndyk lub likwidator, pracując charytatywnie zgłosił wierzytelności jego podwykonawców do głównego wykonawcy to najczęściej i tak główny wykonawca dokonywał potrącenia tych wierzytelności z roszczeniami wzajemnymi wobec pierwszego podwykonawcy.
Roszczenia wzajemne wynikały z faktu, że jak już wspomniałem niektórzy pierwsi podwykonawcy, w części z góry prawdopodobnie, zakładali przekręt, więc nie wszczynali niektórych prac lub ich nie kończyli całościowo.
Dlatego pomimo, że dalsi podwykonawcy wywiązywali się z odcinkowych robót rzetelnie, to pierwsi podwykonawcy tak naprawdę nie oddawali na czas większych odcinków robót, a to generowało kary umowne przysługujące głównym wykonawcom.
Tak więc, poprzez powołanie się głównych wykonawców na potrącenie wzajemnych wierzytelności, nie dochodziło do wpisania wierzytelności dalszych podwykonawców na listę głównego wykonawcy.
Syndykowie lub likwidatorzy nie mogli tego zaskarżyć do sądu, ponieważ po pierwsze nie mieli interesu, aby charytatywnie wykonywać dalsze czynności przed sądem, a ponadto nie mieli żadnych środków na złożenie choćby wpisu sądowego – ponieważ jak już ustalono jedynym majątkiem przedmiotowych podwykonawców był…”kapelusz”.
Jednak dodatkowo główni wykonawcy też często byli w upadłości i ich majątek także czasami nie pozwalał na pokrycie kosztów pracy syndyków, którzy odmawiali przyjmowania wierzytelności na listę bez wynagrodzenia. Ponadto twierdzili, że z ich punktu widzenia przyjecie takowych wierzytelności mogłoby być potraktowane jako działanie na szkodę masy upadłego podmiotu, którym bezpłatnie administrowali.
Ponadto, syndykowie głównych wykonawców wyjaśniali, że nie dysponują środkami osobowymi (np.: księgowymi, którym należałoby wypłacić wynagrodzenie) dla odszukania w ogromie dokumentacji zbieranej latami, tych dokumentów, które świadczyć by miały o dokonaniu odbiorów prac od pierwszego podwykonawcy.
W każdym razie nie dziwota, że syndyk i jego księgowa nie chcą tego robić za darmo zwłaszcza, że nie uczestniczyli w tworzeniu tejże dokumentacji i z ich punktu widzenia tony dokumentacji stanowią zbiór abstrakcyjnych papierów, w których nie potrafią się do końca odnaleźć.
Tymczasem Rząd i GDDKiA trwali przy swoim twierdząc, że jedyną drogą rozwiązania jest przeprowadzenie postępowania zgłoszenia wierzytelności na listę wierzytelności głównych wykonawców – co było teoretycznie – na papierze – możliwe, ale w praktyce wobec braku środków finansowych na zabezpieczenie tych prac okazało się pomysłem totalnie odrealnionym.
Z tego powodu procedura wypłaty świadczeń w trybie „specustawy autostradowej” była czystą fikcją w tych przypadkach, gdy za intencjami pierwszych podwykonawców, stała intencja jawnego przekrętu oraz gdy pierwszy podwykonawca i główny wykonawca byli w upadłości lub likwidacji.
Smaczku sprawie dodaje fakt, że GDDKiA miało obowiązek weryfikować między innymi pierwszych wykonawców, więc musiało wiedzieć, że środki, które zabezpieczono na poczet wykonania prac przez niektórych pierwszych podwykonawców nie wystarczą nie tylko na wypracowanie minimalnego zysku, ale nie pokryją nawet kosztów tych prac.
Jeśli GDDKiA twierdzi, że taką informacją nie dysponowała to znaczy, że kompletnie nie sprawowała nadzoru nad robotami.
Co na to GDDKiA oraz Ministerstwo Transportu?
Odbyłem wiele spotkań zarówno z Dyrektorami GDDKiA, jak i Ministrem i vice Ministrem Transportu oraz Dyrektorami MT, którzy udzielili nam wieeeeelu „dobrych rad”. Żadna z nich jak widać na przestrzeni 4 lat nie sprawdziła się, a wierzytelności nadal nie zostały wypłacone.
Bez odsetek
Co gorsze, „specustawa zakłada”, że poszkodowanym podwykonawcom nie należą się odsetki za te 4 lata. Żeby było jeszcze ciekawiej, GDDKiA dysponuje zabezpieczeniem na poczet ewentualnej wypłaty tych świadczeń, które posiada na zapewne oprocentowanych kontach, więc dodatkowo zarabia każdego dnia na tym, że wstrzymuje wypłatę i że wypłaci ewentualnie środki bez odsetek….
Tak więc GDDKiA zwyczajnie nie opłaca się szybko rozliczyć tych wierzytelności.
Błąd konstrukcji
Obecna sytuacja jest pokłosiem błędu konstrukcji specustawy, w wyniku czego poszczególny dalszy podwykonawca nie może bezpośrednio osobiście zgłosić do GDDKiA wniosku o rozliczenie go za wykonane prace.
Taka konstrukcja, w której każdy podwykonawca osobiście zgłasza potwierdzone (zaakceptowane), ale nierozliczone prace, wydawałaby się najbardziej logiczna i naturalna, ale kilku mąąąąądrych posłów i dyrektorów wydumało, że mogłoby to prowadzić do zgłaszania przez dalszych podwykonawców wierzytelności, za które już raz odebrali wynagrodzenie od pierwszego podwykonawcy.
Założenie „mądrych” z góry było niemądre, ponieważ, który mały i średni przedsiębiorca, będzie występował po dwa razy o te same pieniądze wiedząc, że naraża się na zarzut karny?
Po drugie jakiż to problem zbadać przez GDDKiA, czy pierwszy podwykonawca wypłacił świadczenie swoim podwykonawcom? Żaden!
Ale chodziło najprawdopodobniej o stworzenie takiej ustawy, która ładnie będzie wyglądała, ale nie pozwoli na wypłatę świadczeń dalszym podwykonawcom. Pośrednim dowodem na słuszność tej tezy było zachowanie urzędników, którzy podczas spotkań w Ministerstwie, sprzeciwiając się zasadności wypłaty świadczeń, podawali jako argument naruszenie unijnej zasady „pomocy publicznej” i trwali przy tym stanowisku tak długo, aż przygotowałem opinię prawną na temat zakresu instytucji „pomocy publicznej”, którą to opinię potwierdziło na mój wniosek Ministerstwo Spraw Zagranicznych.
Wówczas wyszło na jaw, że urzędnicy MT i GDDKiA powoływali się na rzekome ograniczenia płynące z instytucji prawa, o której nie mieli żadnego pojęcia….co było zaskakujące samo w sobie, ponieważ co jak co, ale zakres instytucji pomocy publicznej to raczej urzędnikom tego szczebla powinien być znany.
Jak powinna wyglądać konstrukcja specustawy?
Prosto – każdy podwykonawca pod (groźbą odpowiedzialności karnej) zgłasza potwierdzone przez zleceniodawcę wierzytelności bezpośrednio do GDDKiA. Następnie GDDKiA sprawdza, czy na danym odcinku dokonano odbiorów robót i jeśli autostrada została odebrana i realizowany jest na niej ruch, wówczas GDDKiA dokonuje rozliczenia wierzytelności.
Pewne są bowiem dwa fakty, że dalszy podwykonawca wykonał własne prace (co musi mieć potwierdzone) oraz, że autostrada została oddana do ruchu.
Z punktu widzenia dalszych podwykonawców nie ma żadnego znaczenia, czy główny wykonawca i pierwszy podwykonawca przy „oczach szeroko zamkniętych” urzędników GDDKiA, zawarli w przetargu kontrakt na 70% wartości prac.
Czy ma interesować przeciętnego budowlańca, kto i jaki w międzyczasie robi przekręt? Nie. Budowlaniec buduje a urzędnik pilnuje. Każdy robi swoje i każdy ODPOWIADA za swoje.
Sprawa jest banalnie prosta, jeśli reprezentujące GDDKiA nie dopilnowało odpowiednich warunków przetargu i dopuściło nieodpowiednie podmioty do wykonawstwa, to Skarb Państwa powinien wypłacić podwykonawcom świadczenia a kosztami obciążyć urzędników za niedopełnienie obowiązków.
A już niezależnie od wszystkiego zasadne byłoby objąć głównego wykonawcę oraz wszystkich podwykonawców ustawowym obowiązkiem ubezpieczenia OC do pełnej wartości robót.
Złożyłem, więc do MT i Sejmu (za pośrednictwem ówczesnej partii rządzącej) dwa projekty nowelizacji „specustawy autostradowej”, które zakładają możliwość rozliczenia wierzytelności dalszych podwykonawców bez konieczności wpisania ich na listę wierzytelności głównego wykonawcy (na zasadach opisanych powyżej).
Jednak Rząd uznał najwyraźniej, że nie ma potrzeby nowelizowania specustawy. Natomiast nowy Rząd też napotka na obiektywny problem z szybkim procedowaniem tejże ustawy, ponieważ….dziwnym zbiegiem okoliczności….tuż przed upływem kadencji poprzedniego Sejmu, do treści specustawy, wprowadzono zupełnie nieistotne kilka słów, przez co formalnie zrealizowano nowelizację ustawy, a w konsekwencji na 9 miesięcy zablokowano możliwość kolejnej nowelizacji. Taki oto zbieg okoliczności…
I na zakończenie…
Słyszę teraz tu i ówdzie, że w najnowszym pakiecie przetargów na wykonawstwo dróg i autostrad, podstawowym kryterium przetargowym ma ponownie być….najniższa cena realizacji usług.
Jeśli to prawda, to niczego się nie nauczyli urzędnicy…a może celowo tak właśnie ma być?
Pytanie brzmi, komu i dlaczego tak bardzo zależy, żeby nie rozliczyć wierzytelności za wykonanie dróg krajowych, a szukając odpowiedzi sugerowałbym przyglądnąć się drodze zawodowej niektórych członków komisji i podkomisji transportu w poprzednim Sejmie RP.